sobota, 20 lutego 2016

Rozdział trzeci

   Minęły dwa dni od przyjazdu Daniela. Z jednej strony to mało, a z drugiej - dużo.  Zależy z jakiej perspektywy na to patrzymy.
   Dla mnie dużo oznaczało prawie tyle co nic, czyli mało. Zacząłem z nim rozmawiać. Tak poważnie, o życiu, skokach... Jednak nie chciałem się przed nim otworzyć. Kusił mnie nie raz, nie dwa, ale nadal pamiętam jak bardzo nas skrzywdził. Obiecaliśmy sobie, że zaczniemy wszystko od nowa, ale ja byłem słaby w obietnicach. Mało kiedy je dotrzymywałem, no ale już taki byłem, a mojej osobowości już nikt nie zmieni. Co innego jest z moim zachowaniem. Chcę coś zmienić, żeby wrócił "stary" Johann, ale nie mam pojęcia jak to zrobić.
   Niestety, to nie jest największy problem. Jest nim to, że wstydzę się przyznać, że potrzebuję tej pomocy.
- Opowiesz mi jak się czujesz podczas treningów? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego brata. Tak, prowadziliśmy kolejną z tych "rozmów".
   Milczałem, co jak zauważyłem trochę zdenerwowało Daniela.
- No słucham. - Tak, już był zdenerwowany.
- Nie usłyszałem pytania.
- Johann, skup się proszę. Myślisz o czymś ważniejszym? - Jak on może uważać, że coś jest ważniejsze od tego?! Czekam i czekam i nie mogę się doczekać, aż wreszcie zaproponuje wizytę u psychologa.
   - Nie, powtórz pytanie, bo chcę już iść spać. - Udawałem obojętnego.
- Spać? Dopiero po szesnastej. - Spojrzałem na zegar i poczułem się jak idiota. - Powtarzam: Jak czujesz się podczas treningów?
- No tak jak zawsze. - On się przecież do tego nie nadaje! Serio, jemu to nic nie wychodzi.
- Jak ja mam z tobą współpracować? Wczoraj było ok, a dziś znowu ci coś odbija? To nie dla mnie. Nadal uważam, że psycholog tutaj zrobi najwięcej. - Wreszcie to powiedział!
- Zgadzam się. - Nadal sprawiałem wrażenie obojętnego.
- Słucham? Johann, co ty do mnie mówisz? Zgadzasz się na pracę z psychologiem? - Daniel się zdziwił, ale mu się nie dziwię.
- Tak i się już odczep. - Wstałem i wyszedłem do swojego pokoju.
   Rzuciłem się na łóżko i poczułem się dziwnie inaczej. Chciałem sobie wszystko przeanalizować. Zgodziłem się na pracę z psychologiem, ponieważ mam problem - stałem się inny. Inny, czyli wredny, zły w jak najgorszym tego słowa znaczeniu. Nie interesowała mnie już kariera sportowa. Dlaczego? Wszyscy mówili, że to przez zerwanie z Celiną. Mylili się. Zerwanie i nagły brak zainteresowania skokami miały inny powód. Najgorsze jest to, że sam nie wiem jaki.
   Koledzy z drużyny nie są niczemu winni, a ja tak po prostu ich unikam. Na pewno chcą mi pomóc, a ja ich odrzucam. Daniel, mimo tego co nas dzieli, on także niesie mi pomoc. Trener, na niego zawsze mogę liczyć.
   Psycholog... Nie chcę naszego kadrowego. Nie wiem czemu, ale z taką poważną dla mnie sprawą, chciałbym, żeby to ktoś zupełnie obcy mi pomagał. Może to stres, zawstydzenie. Nie mam pojęcia co, ale podjąłem decyzję.
- Johann! Mogę na chwilę? - Daniel zapukał do drzwi.
- Jasne, wchodź - nie wiem skąd u mnie nagle tyle dobroci.
   Daniel usiadł na skraju łóżka. Zauważyłem, że dziś ma ładnie ułożone włosy. Nigdy nie zwracałem na to uwagi, ale w porównaniu z dniem wczorajszym, dziś są bardziej puszyste.
- Co się tak gapisz? Mam coś na twarzy? - Zapytał, a ja uświadomiłem sobie, że ciągle się na niego patrzę.
- Nie, nic. Masz dziś inne włosy - nie mam pojęcia co się ze mną dzieje.
- Inne? Te same co wczoraj. - Daniel kolejny raz dzisiaj nie krył zdziwienia.
- Nie, są bardziej puszyste i lepiej wyglądasz. - Co ja gadam? Już naprawdę nie wiem co się dzieje.
- Johann, gadasz jak baba! Ty serio szalejesz. Jak najszybciej trzeba dzwonić do psychologa! - Teraz Daniel był trochę przestraszony.
   Wytłumaczyłem mu, że chcę pracować z kimś obcym i przyznał mi rację, że tak może będzie lepiej. Zadzwonił do Stoeckla i mu wszystko wyjaśnił (włączył głośnik, więc wszystko słyszałem, a tego jak trener się ucieszył nie da się opisać), a nawet ja chwilę z nim rozmawiałem, włączając "wrednego Forfanga".
   Nie chcąc tracić czasu, w internecie znaleźliśmy poradnię psychologiczną, znajdującą się na drugim końcu miasta i umówiłem się na spotkanie. Normalnie, trochę by to trwało, ale przy mojej osobowości i oferowanej sumie pieniężnej, udało mi się załatwić to na jutro.
   I znowu to samo. Coś ma dwie strony - z jednej już nie mogę się doczekać, a z drugiej okropnie się boję.
- No, braciszku - nie mogę znieść jak Daniel tak do mnie mówi - Jesteśmy na dobrej drodze do powrotu. - Rzuciłem w niego poduszką, co oznaczało, by wyszedł z mojego pokoju.
   Zostałem sam i znowu zacząłem rozmyślać.

***

   Mój ukochany Przyjaciel był ranny! Siedzę sobie na drzewie, a on przybiegł do mnie z Ciemnej Strony lasu, a z jego grzbietu spływała krew. Przestraszyłem się jak nigdy i szybko do niego zeskoczyłem.
- Przyjacielu, co ci się stało? - Zaniepokoiłem się.
- To oni, wiedziałem, że w końcu mnie dopadną. Już nie jestem tak młody i sprawny jak kiedyś, więc nie zdążyłem im uciec. - Rzeczywiście, Przyjaciel był już dość starym jednorożcem. Gdy go otrzymałem w prezencie od rodziców na 6 urodziny, był tak młody i mały jak ja.
- Trzeba coś z tym zrobić! - Naprawdę, jestem w stanie zrobić wszystko, bo go uratować.
- Jestem stary, po co mnie ratować. Zaraz umrę. - On oszalał! Jak ja będę bez niego żył?
- Przyjacielu! Nie mów tak! Zaraz ci pomogę. - Nie miałem pojęcia jak. Przecież nie dosięgnę jego grzbietu, gdy stoi. Jestem elfem, a nie olbrzymem! - Nie martw się, zaraz coś wymyślę.
   Usłyszałem przerażający dźwięk. Coś dzwoniło. Dzwonki? Nie, to coś innego.
   Otworzyłem oczy i okropnie się wystraszyłem! Gdzie Przyjaciel? Gdzie ja jestem? Minęło kilka chwil, nim zorientowałem się, że to był sen. Odetchnąłem z ulgą. Takiego snu jeszcze nigdy nie miałem. Jednorożec, ja - elf.Nie mam pojęcia dlaczego przyśniło mi się coś takiego. Wiedziałem jedno, ten dzień będzie wyjątkowy.

***

   Wszedłem do szatni z uśmiechem na twarzy. Anders Fannemel, który właśnie się przebierał, sprawiał wrażenie zdziwionego.
- Siemka, jak tam? - przywitałem się z przyjacielem.
- Cześć Johann. Wszystko ok. - Nie zapytał co u mnie, bo dobrze wiem, że trener całemu sztabu szkoleniowemu powiedział o mojej sytuacji i nikt nie będzie wspominał tematu mojej "zmiany".
   Przebrałem się i razem z Andersem, który na mnie czekał, udaliśmy się na skocznię. Już nie mogłem się doczekać, aż siądę na belce i poczuję to coś. Uczucie, które kocham. Skoki są dla mnie wszystkim i wiem, że będzie tak do końca życia.
   Zobaczyłem trenera, który tłumaczył coś Kennethowi. Podszedłem do nich i życzyłem im miłego dnia.
- Johann, mogę z tobą chwilę porozmawiać? - Stoeckl, nie rób mi tego. Nie chcę o tym rozmawiać!
- Tak, jasne - Nie chciałem się z nim kłócić.
- Nie będę gadał głupot i długich przemów. Chcę tylko powiedzieć, że cieszę się z tego, że zaczniesz pracę z psychologiem i zapewniam, że ja jak i cały sztab będziemy cię wspierać i zawsze możesz na nas liczyć. - Trener uśmiechnął się do mnie, ale w jego oczach widziałem smutek.
- Dziękuję. - Tylko tyle zdołałem powiedzieć i ruszyłem w stronę windy. Już zaraz wywiezie mnie ona na samą górę. Na samą górę, dającą mi szczęście.

***

Henrik 


 - Tato! Gdzie jest moja koszulka?! - Usłyszałem głos mojej córki, dochodzący z łazienki.
- Tam gdzie reszta twoich ubrań? Tordis,masz dwadzieścia lat, chyba potrafisz przypilnować swoje ubrania? - Ta dziewczyna kiedyś mnie wykończy!
- Była w praniu, ale jakoś jej tu nie widzę! Ktoś ją wyciągnął!
- Myślisz, że to ja? Przepraszam, ale nie mam czasu, muszę wyjść do pracy. Dziś mam nowego pacjenta. - Odpowiedziałem ruszając do drzwi.
- Pomóż mi ją znaleźć. Potrzebuję jej na wieczór! Proszę tato! - Zawsze gdy córka mnie o coś prosi, to jej pomagam, ale teraz chodzi o koszulkę! Bez przesady, dorosła kobieta powinna sobie poradzić w takiej sytuacji.
- Tordis, przepraszam, ale przyznaj, że to komiczne. Jak tak bardzo ci na niej zależy, to poproś brata. Ja już muszę iść - Jak na zawołanie Ragnar wyszedł ze swojego pokoju.
- O co chodzi? Co tak stoicie? - Zapytał mój syn.
- Ragnar! Gdzie jest moja koszulka? - Spytała Tordis
- Skąd mam wiedzieć?
- Ty robiłeś pranie, a ona była w pralce! - Moja córka zaczyna kłótnię o koszulkę. Robi się ciekawie.
- Taka niebieska? - Widząc kiwanie głową mojej córki, kontynuował - Aaa to wiem, moje spodnie nie zmieściły się, więc musiałem wyciągnąć kilka rzeczy w tym twoją koszulkę.
- Dlaczego mnie wcześniej nie zapytałeś o zgodę? Ja jej potrzebują na dziś!
- To nie jest mój obowiązek. Następnym razem sama sobie rób pranie! - Ragnara widocznie to nie obchodziło. Mnie też, dlatego wyszedłem z domu, zanim włączyliby mnie do swojej kłótni. Dom wariatów!

***

   Johann wszedł do mojego gabinetu. Nie ukrywam, jestem fanem skoków narciarskich, ale on tu przyszedł po pomoc i muszę być w stu procentach skupiony.
- Cześć Johann, proszę usiądź. - Poleciłem skoczkowi.
   Usiadł na przeciw mnie i wpatrywał się w podłogę. Trudno mi było uwierzyć, że to jest ten radosny, szczęśliwy chłopiec, który odnosił sukcesy na skoczni. Po chwili zrozumiałem, że to jest ktoś inny. Jeszcze bardziej przekonałem się o tym, po dzisiejszej rozmowie. On odszedł, stał się kimś zupełnie obcym. Nie jestem pewien, czy mogę tak mówić, bo go przecież nie znałem osobiście. Czułem, że to będzie inna praca, niż zazwyczaj. Jako psycholog nie powinienem tak mówić, a wszystkich traktować równo. Jednak Forfang to znana osoba. Jeżeli mu nie pomogę, to wszyscy będą wiedzieli, że nie zdołałem mu pomóc.
   Jestem pewien tego, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by w przyszłości na przeciw mnie usiadł Johann, który jest radosny i szczęśliwy tak jak kiedyś.





  Minęło trochę czasu od mojego ostatniego rozdziału, ale brakowało mi weny, a chciałam, żeby wyszło jak najlepiej. Jednak ocenę pozostawiam Wam. Tak jak poprzednio czegoś mi tu brakuje, ale jestem zadowolona z tego rozdziału :) Wprowadziłam trójkę nowych bohaterów, którzy już niedługo odegrają tutaj znaczącą rolę. Co do wizyt Johanna u psychologa, to nie będę ich opisywała. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia jak takie wizyty wyglądają i nie chcę niczego zepsuć. Myślę, że mnie zrozumiecie. Będą natomiast opisywane uczucia Johanna, po każdej wizycie (już w następnym rozdziale). Przepraszam za każde błędy, dziękuję wszystkim Czytelnikom za cierpliwość i pozdrawiam :)