wtorek, 29 marca 2016

Rozdział czwarty

* Dwa tygodnie później *

   Chłodne, listopadowe powietrze dodało mi otuchy. Zmierzam do domu po kolejnej wizycie z Henrikiem. Jest on najwspanialszym człowiekiem jakiego znam. Pracujemy ze sobą codziennie i zaczynam go traktować jak własnego ojca. Jest dla mnie miły, wyrozumiały, ale też bardzo stanowczy i pewny siebie. A ja?
   Zmieniłem się. Oczywiście nie sam, bo to wszystko zasługa Henrika, ale on ciągle mi powtarza, że gdyby nie ja to nie osiągnąłbym zamierzonego celu, a jestem coraz bliżej. Panuję nad swoją agresją, jestem spokojniejszy, ale jeszcze nie udało nam się znaleźć tej przyczyny, którą tak bardzo chcę poznać.
   Sezon zaczął się tydzień temu. 22 listopada w Klingenthal zająłem 9 miejsce. Jestem zadowolony i oczywiście świętowaliśmy, bo Daniel Andre Tande wygrał i tak oto został liderem klasyfikacji generalnej. Dzień wcześniej w konkursie drużynowym nie udało nam się zająć dobrego miejsca, ponieważ Anders został zdyskwalifikowany. Jednak jak dla mnie sezon zaczął się dobrze.
    Wchodzę do domu i udaję się do salonu w którym siedzą mój brat i Phillip. Witam się z nimi i uśmiechnięty zajmuję miejsce na wolnym fotelu.
- Co się tak cieszysz? Co u Henrika? - pyta Daniel
- A co cię tak Henrik interesuje? U niego wszystko dobrze. Co tutaj robisz? - Pytam swojego przyjaciela.
   - Pomyślałem, że fajnie by było gdybyśmy pograli w gry czy coś. Wiesz, tak jak kiedyś. - Wiedziałem jakie "kiedyś" miał na myśli.
- Czemu nie? Chodź do mnie - Wstaję i zapraszam Phillipa na górę
- A ja to co? Zostawicie mnie samego? - Dobrze wiem, że Daniel tylko żartuje.
   Włączyliśmy gry, w które gramy od dziecka i jak zwykle sobie żartujemy. Nawet nie wiem kiedy, ale zacząłem przyglądać się Phillipowi. Po tylu latach przyjaźni, dopiero teraz zauważyłem, że jest on bardzo przystojny. Ma ciemne oczy, ładny, delikatny uśmiech, zawsze idealnie uczesane włosy. Oprócz tego jest miły, zabawny i uczciwy.
- Zabiłem cię! Wiedziałem, że kiedyś cię w tym pokonam. Co jest? Co się tak patrzysz? - Phillip nie ukrywał szczęścia.
- Tak tylko sobie myślałem. Wiadomo, że wygrałeś tylko dlatego, bo nie byłem skupiony. Zamyśliłem się i dlatego - Szybko próbowałem zmienić temat.
- Wmawiaj sobie, ja wiem lepiej! - szczęśliwy, włączył inną grę.

***

I kolejny dzień ciężkiej pracy. Pełno skomplikowanych ćwiczeń i nowości trenera mamy za sobą, ale to marne pocieszenie. Przed nami jeszcze skoki. Coś na co czekam od początku każdego treningu.
   Stoję na górze i czekam. Kenneth siedzi na belce, a zaraz moja kolej. Chwilę potem zajmuję jego miejsce. Czuję lekki powiewający dookoła mnie wiatr. Czuję chłód listopadowego powietrza. A co najważniejsze, czuję, że to już jest ten moment.
   Mocno odpycham się od belki i ruszam po rozbiegu. Jestem skupiony, spokojny i w idealnym (a przynajmniej tak mi się wydaje), miejscu wyczuwam próg. Odbijam się i lecę. Po przyjęciu odpowiedniej pozycji, wpatruję się w czerwoną linię, która jest coraz bliżej. Wylądowałem. Jestem zły na siebie. Odległość tylko 116 m to zdecydowanie za mało! Zdenerwowany ściągam kask i rzucam nim przed siebie.
- Johann, co ty wyprawiasz. To tylko trening, 116 m to dobra odległość. - Anders niestety mnie do tego nie przekonał.
- Może masz rację, ale oczekiwałem innego skoku. Ten po prostu zepsułem! - Złość mi przechodziła. Dobrze,  że umiem już nad nią panować.
- Postaraliście się. Daniel z tobą jeszcze poćwiczę jeżeli nadal chcesz być liderem. Reszta może już iść i nie spóźnijcie się jutro na zbiórkę. W Lillehammer musimy pokazać się od najlepszej strony! W końcu to nasze miasto! - Stoeckl jak zwykle pełen optymizmu.

 ***

   Przede mną kolejna wizyta u Henrika. Dziś będzie dużo pracy, bo jutro wyjeżdżamy na kolejne zawody.  Wchodzę do pomieszczenia, witam się z recepcjonistką i udaję się do gabinetu psychologa. Z przyzwyczajenia wszedłem do środka nie pukając i to co zobaczyłem mną wstrząsnęło. W środku nie było Henrika, tylko pogodnie wyglądająca blondyna w mniej więcej moim wieku.

***

Tordis

 - Przepraszam, chyba się pomyliłem - W glosie Johanna, czuć zakłopotanie.
- Nie, nie pomyliłeś się. Wejdź, proszę. - Uśmiecham się najserdeczniej jak potrafię i zapraszam go, żeby wszedł dalej.
- Ale ja do Henrika.
- Wiem, jestem Tordis, jego córka. Jeżeli wyrazisz na to zgodę, dziś go zastąpię. - Bałam się, ze może zareagować inaczej niż bym chciała.
- Ale co z Henrikiem? Coś mu się stało? - Johann się zaniepokoił.
- Nie, to nic poważnego, wczoraj złamał nogę, leży w domu. Nie chciał do Ciebie dzwonić, żeby cię nie niepokoić. Jeżeli chcesz wyjść, to nic cię tu nie trzyma. Starałam się być miła, bo Johann wydaje się fajnym chłopakiem i chciałabym, żeby mnie polubił.
- No tak. Przecież nie jestem jego przyjacielem, żeby mnie informował. Dlaczego mam tu być z Tobą? Znasz się na tym?
- Studiuję psychologię. Myślę, że mogę sobie poradzić. - Chciałam go do siebie przekonać.
- Ze względu na Henrika, zaufam ci. - Johann lekko się uśmiechnął co mi się spodobało.
- No to zaczynajmy - Pierwszy raz od dawna, w środku zrobiło mi się dziwnie ciepło.
   Tata przekazał mi wszystkie informacje ze szczegółami, więc doskonale wiedziałam czym mamy się zająć. Johann jest bardzo sympatycznym skoczkiem i nie ukrywam, że mi się spodobał. Jakoś specjalnie nie interesuje się sportem, ale znajomość z tym człowiekiem może coś zmieni?
   Już prawie kończymy, Johann świetnie sobie radzi. Jest mi trochę smutno, bo to nasze pierwsze spotkanie i nie wiadomo kiedy będzie następne. Nie chcę się rozstać z Johannem, naprawdę bardzo go polubiłam.
- Johann, wiem, ze mój ojciec jest dla Ciebie ważny. Może chciałbyś się z nim zobaczyć? Mógłbyś ze mną pojechać do domu. - Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale teraz zrobię wszystko, by z nim zostać dłużej.
- Nie sprawię ci problemu? A może Henrik nie  chce się ze mną widzieć?
- Nie, pewnie się ucieszy. Bardzo cię lubi. - Znowu uśmiechnęłam się najładniej jak umiałam, ale niestety to nie zrobiło na nim wrażenia.

***

Johann

   Jedziemy z Tordis do jej domu. To tak dziwnie brzmi. Dopiero ją poznałem, ale w głębi serca czuję, że jest ona podobna do Henrika. Może dlatego jej zaufałem? Polubiłem ją, jest naprawdę sympatyczną dziewczyną, ale troszeczkę mnie irytuje. Ciągle się uśmiecha i próbuje zwrócić na siebie moją uwagę. Nie mam pojęcia o co jej chodzi!
- Jesteśmy na miejscu - z zamyśleń wyrywa mnie jej głos. Oczywiście znowu się uśmiecha,
   Wysiadam z jej samochodu i ruszam za nią do pobliskiego bloku.  Jest on bardzo wysoki, ale przecież nie będę liczył pięter!
- Jest tu winda? - Pytam sam nie wiedząc dlaczego
- Tak, ale my jej nie potrzebujemy, mieszkamy na parterze. - Kolejny raz się uśmiechnęła. Czy ona nie potrafi mieć poważnej miny?
   Otworzyła drzwi i weszliśmy do środka. Przedpokój był ładny. Zielone ściany, mała szafka i dużo obrazów i zdjęć wiszących na ścianach. Jedno z nich przedstawiało małą dziewczynkę, bawiącą się w piaskownicy razem z młodszym chłopcem.
- To ja i Ragnar, mój brat. - Zauważyła, że przyglądam się zdjęciu. Jej brat? Nie miałem pojęcia, że ma brata. Czułem się tak jakbym znał ją od zawsze, a tu nagle dowiaduję się o rodzeństwie. - Tato, to ja i przywiozłam ci gościa! - Krzyczy Tordis, wchodząc w głąb domu i zapraszając mnie skinieniem ręki.
   Znaleźliśmy się w dużym pokoju. Henrik leżał na łóżku i czytał książkę.
- Johann! Jaka miła niespodzianka, co ty tutaj robisz? - Psycholog nie krył zdziwienia, ale się ucieszył.
- Jutro mam zawody, tu u nas, ale mimo to, nie będę mógł się z tobą spotkać. Chciałem zobaczyć co u ciebie, czy wszystko ok.
- Zaskoczyłeś mnie i to bardzo. Ale oczywiście pozytywnie. Tordis, idź nam zrobić coś do picia, Johann, usiądź.
   Usiadłem na krześle i już miałem zacząć rozmowę z Henrikiem, gdy do pokoju wszedł obcy mi chłopak. Spojrzał na mnie, a ja poczułem jak w  środku wszystko mi się przewraca, od dawna tak się nie czułem. Ostatnio stało się tak, gdy pierwszy raz zobaczyłem Celinę i się w niej zakochałem.
   A teraz? Czy stanie się tak samo?


Witam :) 
 Ten rozdział jest krótki i nie tak idealny jak go sobie wyobrażam. Jednak mam nadzieję, że Wam się spodoba. Przepraszam, że musieliście tyle czekać. 
 Sezon się zakończył, ale tutaj dopiero się zaczyna! :) Osobiście, jestem zadowolona z wyników, a Peter w 100% zasłużył sobie na te wszystkie wygrane. Mam nadzieję, że w następnym będzie równie dobrze z większym udziałem Polaków ;)
 Przepraszam za wszystkie występujące błędy, bo na pewno jakieś przeoczyłam.
 Dziękuję za to, że czytacie. Ciągle Was przybywa, co mnie bardzo cieszy i motywuje. Nie spodziewałam się, że będę miała tyle wyświetleń! 
 Pozdrawiam :) 




wtorek, 8 marca 2016

Informacja

Dzień dobry! :)
 Miałam kilka skarg, że niektórzy nie mogą się połapać w występujących postaciach, więc stworzyłam nową zakładkę - bohaterowie. Mam nadzieję, że ją odwiedzicie oraz, że ułatwi ona poznać bohaterów nowym Czytelnikom.
 Gdyby nadal były jakieś problemy, proszę śmiało pisać, a postaram się pomóc :)
Pozdrawiam i dziękuję wszystkim czytającym za cierpliwość i wsparcie :)

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział trzeci

   Minęły dwa dni od przyjazdu Daniela. Z jednej strony to mało, a z drugiej - dużo.  Zależy z jakiej perspektywy na to patrzymy.
   Dla mnie dużo oznaczało prawie tyle co nic, czyli mało. Zacząłem z nim rozmawiać. Tak poważnie, o życiu, skokach... Jednak nie chciałem się przed nim otworzyć. Kusił mnie nie raz, nie dwa, ale nadal pamiętam jak bardzo nas skrzywdził. Obiecaliśmy sobie, że zaczniemy wszystko od nowa, ale ja byłem słaby w obietnicach. Mało kiedy je dotrzymywałem, no ale już taki byłem, a mojej osobowości już nikt nie zmieni. Co innego jest z moim zachowaniem. Chcę coś zmienić, żeby wrócił "stary" Johann, ale nie mam pojęcia jak to zrobić.
   Niestety, to nie jest największy problem. Jest nim to, że wstydzę się przyznać, że potrzebuję tej pomocy.
- Opowiesz mi jak się czujesz podczas treningów? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego brata. Tak, prowadziliśmy kolejną z tych "rozmów".
   Milczałem, co jak zauważyłem trochę zdenerwowało Daniela.
- No słucham. - Tak, już był zdenerwowany.
- Nie usłyszałem pytania.
- Johann, skup się proszę. Myślisz o czymś ważniejszym? - Jak on może uważać, że coś jest ważniejsze od tego?! Czekam i czekam i nie mogę się doczekać, aż wreszcie zaproponuje wizytę u psychologa.
   - Nie, powtórz pytanie, bo chcę już iść spać. - Udawałem obojętnego.
- Spać? Dopiero po szesnastej. - Spojrzałem na zegar i poczułem się jak idiota. - Powtarzam: Jak czujesz się podczas treningów?
- No tak jak zawsze. - On się przecież do tego nie nadaje! Serio, jemu to nic nie wychodzi.
- Jak ja mam z tobą współpracować? Wczoraj było ok, a dziś znowu ci coś odbija? To nie dla mnie. Nadal uważam, że psycholog tutaj zrobi najwięcej. - Wreszcie to powiedział!
- Zgadzam się. - Nadal sprawiałem wrażenie obojętnego.
- Słucham? Johann, co ty do mnie mówisz? Zgadzasz się na pracę z psychologiem? - Daniel się zdziwił, ale mu się nie dziwię.
- Tak i się już odczep. - Wstałem i wyszedłem do swojego pokoju.
   Rzuciłem się na łóżko i poczułem się dziwnie inaczej. Chciałem sobie wszystko przeanalizować. Zgodziłem się na pracę z psychologiem, ponieważ mam problem - stałem się inny. Inny, czyli wredny, zły w jak najgorszym tego słowa znaczeniu. Nie interesowała mnie już kariera sportowa. Dlaczego? Wszyscy mówili, że to przez zerwanie z Celiną. Mylili się. Zerwanie i nagły brak zainteresowania skokami miały inny powód. Najgorsze jest to, że sam nie wiem jaki.
   Koledzy z drużyny nie są niczemu winni, a ja tak po prostu ich unikam. Na pewno chcą mi pomóc, a ja ich odrzucam. Daniel, mimo tego co nas dzieli, on także niesie mi pomoc. Trener, na niego zawsze mogę liczyć.
   Psycholog... Nie chcę naszego kadrowego. Nie wiem czemu, ale z taką poważną dla mnie sprawą, chciałbym, żeby to ktoś zupełnie obcy mi pomagał. Może to stres, zawstydzenie. Nie mam pojęcia co, ale podjąłem decyzję.
- Johann! Mogę na chwilę? - Daniel zapukał do drzwi.
- Jasne, wchodź - nie wiem skąd u mnie nagle tyle dobroci.
   Daniel usiadł na skraju łóżka. Zauważyłem, że dziś ma ładnie ułożone włosy. Nigdy nie zwracałem na to uwagi, ale w porównaniu z dniem wczorajszym, dziś są bardziej puszyste.
- Co się tak gapisz? Mam coś na twarzy? - Zapytał, a ja uświadomiłem sobie, że ciągle się na niego patrzę.
- Nie, nic. Masz dziś inne włosy - nie mam pojęcia co się ze mną dzieje.
- Inne? Te same co wczoraj. - Daniel kolejny raz dzisiaj nie krył zdziwienia.
- Nie, są bardziej puszyste i lepiej wyglądasz. - Co ja gadam? Już naprawdę nie wiem co się dzieje.
- Johann, gadasz jak baba! Ty serio szalejesz. Jak najszybciej trzeba dzwonić do psychologa! - Teraz Daniel był trochę przestraszony.
   Wytłumaczyłem mu, że chcę pracować z kimś obcym i przyznał mi rację, że tak może będzie lepiej. Zadzwonił do Stoeckla i mu wszystko wyjaśnił (włączył głośnik, więc wszystko słyszałem, a tego jak trener się ucieszył nie da się opisać), a nawet ja chwilę z nim rozmawiałem, włączając "wrednego Forfanga".
   Nie chcąc tracić czasu, w internecie znaleźliśmy poradnię psychologiczną, znajdującą się na drugim końcu miasta i umówiłem się na spotkanie. Normalnie, trochę by to trwało, ale przy mojej osobowości i oferowanej sumie pieniężnej, udało mi się załatwić to na jutro.
   I znowu to samo. Coś ma dwie strony - z jednej już nie mogę się doczekać, a z drugiej okropnie się boję.
- No, braciszku - nie mogę znieść jak Daniel tak do mnie mówi - Jesteśmy na dobrej drodze do powrotu. - Rzuciłem w niego poduszką, co oznaczało, by wyszedł z mojego pokoju.
   Zostałem sam i znowu zacząłem rozmyślać.

***

   Mój ukochany Przyjaciel był ranny! Siedzę sobie na drzewie, a on przybiegł do mnie z Ciemnej Strony lasu, a z jego grzbietu spływała krew. Przestraszyłem się jak nigdy i szybko do niego zeskoczyłem.
- Przyjacielu, co ci się stało? - Zaniepokoiłem się.
- To oni, wiedziałem, że w końcu mnie dopadną. Już nie jestem tak młody i sprawny jak kiedyś, więc nie zdążyłem im uciec. - Rzeczywiście, Przyjaciel był już dość starym jednorożcem. Gdy go otrzymałem w prezencie od rodziców na 6 urodziny, był tak młody i mały jak ja.
- Trzeba coś z tym zrobić! - Naprawdę, jestem w stanie zrobić wszystko, bo go uratować.
- Jestem stary, po co mnie ratować. Zaraz umrę. - On oszalał! Jak ja będę bez niego żył?
- Przyjacielu! Nie mów tak! Zaraz ci pomogę. - Nie miałem pojęcia jak. Przecież nie dosięgnę jego grzbietu, gdy stoi. Jestem elfem, a nie olbrzymem! - Nie martw się, zaraz coś wymyślę.
   Usłyszałem przerażający dźwięk. Coś dzwoniło. Dzwonki? Nie, to coś innego.
   Otworzyłem oczy i okropnie się wystraszyłem! Gdzie Przyjaciel? Gdzie ja jestem? Minęło kilka chwil, nim zorientowałem się, że to był sen. Odetchnąłem z ulgą. Takiego snu jeszcze nigdy nie miałem. Jednorożec, ja - elf.Nie mam pojęcia dlaczego przyśniło mi się coś takiego. Wiedziałem jedno, ten dzień będzie wyjątkowy.

***

   Wszedłem do szatni z uśmiechem na twarzy. Anders Fannemel, który właśnie się przebierał, sprawiał wrażenie zdziwionego.
- Siemka, jak tam? - przywitałem się z przyjacielem.
- Cześć Johann. Wszystko ok. - Nie zapytał co u mnie, bo dobrze wiem, że trener całemu sztabu szkoleniowemu powiedział o mojej sytuacji i nikt nie będzie wspominał tematu mojej "zmiany".
   Przebrałem się i razem z Andersem, który na mnie czekał, udaliśmy się na skocznię. Już nie mogłem się doczekać, aż siądę na belce i poczuję to coś. Uczucie, które kocham. Skoki są dla mnie wszystkim i wiem, że będzie tak do końca życia.
   Zobaczyłem trenera, który tłumaczył coś Kennethowi. Podszedłem do nich i życzyłem im miłego dnia.
- Johann, mogę z tobą chwilę porozmawiać? - Stoeckl, nie rób mi tego. Nie chcę o tym rozmawiać!
- Tak, jasne - Nie chciałem się z nim kłócić.
- Nie będę gadał głupot i długich przemów. Chcę tylko powiedzieć, że cieszę się z tego, że zaczniesz pracę z psychologiem i zapewniam, że ja jak i cały sztab będziemy cię wspierać i zawsze możesz na nas liczyć. - Trener uśmiechnął się do mnie, ale w jego oczach widziałem smutek.
- Dziękuję. - Tylko tyle zdołałem powiedzieć i ruszyłem w stronę windy. Już zaraz wywiezie mnie ona na samą górę. Na samą górę, dającą mi szczęście.

***

Henrik 


 - Tato! Gdzie jest moja koszulka?! - Usłyszałem głos mojej córki, dochodzący z łazienki.
- Tam gdzie reszta twoich ubrań? Tordis,masz dwadzieścia lat, chyba potrafisz przypilnować swoje ubrania? - Ta dziewczyna kiedyś mnie wykończy!
- Była w praniu, ale jakoś jej tu nie widzę! Ktoś ją wyciągnął!
- Myślisz, że to ja? Przepraszam, ale nie mam czasu, muszę wyjść do pracy. Dziś mam nowego pacjenta. - Odpowiedziałem ruszając do drzwi.
- Pomóż mi ją znaleźć. Potrzebuję jej na wieczór! Proszę tato! - Zawsze gdy córka mnie o coś prosi, to jej pomagam, ale teraz chodzi o koszulkę! Bez przesady, dorosła kobieta powinna sobie poradzić w takiej sytuacji.
- Tordis, przepraszam, ale przyznaj, że to komiczne. Jak tak bardzo ci na niej zależy, to poproś brata. Ja już muszę iść - Jak na zawołanie Ragnar wyszedł ze swojego pokoju.
- O co chodzi? Co tak stoicie? - Zapytał mój syn.
- Ragnar! Gdzie jest moja koszulka? - Spytała Tordis
- Skąd mam wiedzieć?
- Ty robiłeś pranie, a ona była w pralce! - Moja córka zaczyna kłótnię o koszulkę. Robi się ciekawie.
- Taka niebieska? - Widząc kiwanie głową mojej córki, kontynuował - Aaa to wiem, moje spodnie nie zmieściły się, więc musiałem wyciągnąć kilka rzeczy w tym twoją koszulkę.
- Dlaczego mnie wcześniej nie zapytałeś o zgodę? Ja jej potrzebują na dziś!
- To nie jest mój obowiązek. Następnym razem sama sobie rób pranie! - Ragnara widocznie to nie obchodziło. Mnie też, dlatego wyszedłem z domu, zanim włączyliby mnie do swojej kłótni. Dom wariatów!

***

   Johann wszedł do mojego gabinetu. Nie ukrywam, jestem fanem skoków narciarskich, ale on tu przyszedł po pomoc i muszę być w stu procentach skupiony.
- Cześć Johann, proszę usiądź. - Poleciłem skoczkowi.
   Usiadł na przeciw mnie i wpatrywał się w podłogę. Trudno mi było uwierzyć, że to jest ten radosny, szczęśliwy chłopiec, który odnosił sukcesy na skoczni. Po chwili zrozumiałem, że to jest ktoś inny. Jeszcze bardziej przekonałem się o tym, po dzisiejszej rozmowie. On odszedł, stał się kimś zupełnie obcym. Nie jestem pewien, czy mogę tak mówić, bo go przecież nie znałem osobiście. Czułem, że to będzie inna praca, niż zazwyczaj. Jako psycholog nie powinienem tak mówić, a wszystkich traktować równo. Jednak Forfang to znana osoba. Jeżeli mu nie pomogę, to wszyscy będą wiedzieli, że nie zdołałem mu pomóc.
   Jestem pewien tego, że zrobię wszystko co w mojej mocy, by w przyszłości na przeciw mnie usiadł Johann, który jest radosny i szczęśliwy tak jak kiedyś.





  Minęło trochę czasu od mojego ostatniego rozdziału, ale brakowało mi weny, a chciałam, żeby wyszło jak najlepiej. Jednak ocenę pozostawiam Wam. Tak jak poprzednio czegoś mi tu brakuje, ale jestem zadowolona z tego rozdziału :) Wprowadziłam trójkę nowych bohaterów, którzy już niedługo odegrają tutaj znaczącą rolę. Co do wizyt Johanna u psychologa, to nie będę ich opisywała. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia jak takie wizyty wyglądają i nie chcę niczego zepsuć. Myślę, że mnie zrozumiecie. Będą natomiast opisywane uczucia Johanna, po każdej wizycie (już w następnym rozdziale). Przepraszam za każde błędy, dziękuję wszystkim Czytelnikom za cierpliwość i pozdrawiam :) 

sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział drugi

Celina 

***

   Miałam być u niego o 17. Była 17:04 a ja dopiero wychodziłam z budynku. Na miejsce dotrę dopiero ok. 17:30. Za późno. On nie da sobie tego wytłumaczyć. Nie zrozumie, że kurs pierwszej pomocy się przedłużył, ponieważ jeden z uczestników stracił przytomność i musieliśmy reagować. Czy to była jakaś ironia? Igraszka losu, że akurat na takim kursie zdarzyło się coś takiego? Tego nie wiemy. Stało się i już. Na szczęście wszystko jest już dobrze.
   Chciałam zadzwonić do Johanna i prosić, a raczej błagać o przebaczenie, ale zauważyłam, że nie mam telefonu! Musiał mi wypaść przy tym całym zamieszaniu. Gdybym za chłopaka miała kogoś innego, wróciłabym tam i poszukała telefonu. Nie musiałabym się spieszyć, bojąc się o każdą dalszą minutę mojego życia. Niestety mój ukochany ostatnio stał się potworem.
   Gdy go poznałam był wspaniały. Zabawny, mądry, dobrze wychowany i doskonale radzący sobie na skoczni. Tak, był świetnym skoczkiem i chyba nadal nim jest. Już mnie to nie interesuje. Nie wiem co się stało, ale nagle zaczął być inny. Wszystko mu przeszkadzało, musiało być tak jak on chce. Nie zgadzał się z nikim i stał się bardzo agresywny. Stracił to swoje poczucie humoru i ten swój słodki urok małego chłopca.
   Gdy spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że już jest piętnaście po siedemnastej jeszcze bardziej się zdenerwowałam. Przyśpieszyłam, modląc się, żeby nie zrobił mi awantury. Wtedy tak bardzo go kochałam. Teraz, śmieję się jak można być tak głupim jak ja.
   Dokładnie o 17:20 zaparkowałam pod jego domem. Wysiadłam i z lękiem, jakiego nigdy nie czułam, stanęłam przed drzwiami. Były otwarte. Weszłam do środka.
- Johann, już jestem! - Zawołałam po czym ruszyłam do pokoju na parterze, w którym zazwyczaj przesiadywał. Nie myliłam się. I tym razem tam był. Siedział i oglądał telewizję.
   Wstał a ja zobaczyłam ten jego uśmiech. Najpiękniejszy na świecie, którym zachwycają się miliony dziewczyn. Ja jednak wiedziałam co kryje się pod tym uśmiechem.
- Masz świadomość, że się spóźniłaś? I to pół godziny. - Zaczął nawet "łagodnie" co mnie zdziwiło.
- Dwadzieścia minut, nie pół godziny. - Odpowiedziałam śmiało, nie wiedząc skąd u mnie nagle tyle odwagi. Niby nic, ale każda złośliwa uwaga z mojej strony, była dla niego przyczyną do złości.
- Dwadzieścia minut? Czy ty sobie żartujesz?! Gdzie ty byłaś?! 17:00 to 17:00, a nie 17:30. - Wiedziałam, że specjalnie podkreślił 30, żeby mnie zdenerwować. - Pewnie znowu spotkałaś się z  Larsem.
   Miałam ochotę mu przywalić. Czy on nie może sobie odpuścić tego Larsa?! To, że widział nas razem nic nie znaczy! My tylko spotkaliśmy się w drodze na kurs. A dzisiaj biedny Lars stracił przytomność, a Johann dalej o nim mówi.
- Johann, odczep się wreszcie od niego. Nie zdradzam Cię z nim i nigdy nie miałam z nim nic wspólnego. To tylko kolega, a dziś zemdlał i dlatego kurs się przedłużył. Nie mów już o nim, proszę. - Próbowałam "złagodzić" sytuację, ale to nic. Gdybym tylko wiedziała co zaraz się wydarzy, wyszłabym i nigdy nie wróciła.
   Forfang dostał szału. Za każdym razem, gdy próbowałam mu coś tłumaczyć to on i tak wiedział lepiej. Miałam już tego dość. Ostatnio ciągle odgrywał sceny zazdrości i zastanawiałam się, czy on nadal mnie kocha.
- Jeszcze się tego dowiem i jeżeli skłamałaś i ciągle mnie oszukujesz to wiedz, że pożałujesz tego wszystkiego. - Już prawie odwróciłam się i chciałam ruszyć ku drzwiom, gdy postanowiłam, że mu się postawię. Powiem mu co myślę i może wreszcie odpuści.
- Co ty do mnie mówisz? Straszysz mnie? Myślisz, że się boję?! Mylisz się. Możesz sobie myśleć co chcesz a ja i tak niczego Ci nie powiem! - Tak naprawdę, to nie wiedziałam, czego miałabym mu nie mówić.
- Czyli jednak coś przede mną ukrywasz?! Pewnie chodzi o tego Larsa! - W tym momencie Johann stał się jeszcze bardziej rozzłoszczony.
- Ja nic takiego nie powiedziałam i niczego mi nie udowodnisz! Odczep się wreszcie ode mnie! Stałeś się kimś okropnym, nie takiego Johanna poznałam. Nie takiego pokochałam! Ja już nawet nie wiem co czuję. To chyba..
   Nie zdążyłam dokończyć, bo w tym samym momencie jego ręka wylądowała na mojej twarzy. Uderzył mnie. Mój Johann, którego tak bardzo kochałam. Bolało i to bardzo. Nie samo uderzenie tylko serce. Coś tam w środku mnie krzyczało z bólu. Najważniejsza osoba w moim życiu tak bardzo mnie zraniła. Chciałam stamtąd jak najszybciej uciec, ale coś mnie zatrzymało.
   Spojrzałam w jego oczy. Widziałam tam coś. Nienawiść? Złość? Nie, to był szok i smutek. Czyżby tego żałował? Może wreszcie oprzytomniał, ale już było za późno. Za późno na wszystko.
- NIENAWIDZĘ CIĘ! - Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, a z moich oczu poleciał strumień łez. Dopiero teraz wybiegłam z tego domu, po raz ostatni.
   Wsiadłam do samochodu i zobaczyłam, że drzwi wejściowe się otwierają i na zewnątrz wybiega Johann. Szybko odjechałam, nie chcąc już go widzieć. Jednak nie byłam w stanie daleko jechać. Zatrzymałam się kilka ulic dalej i płakałam. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Przed oczami stanęły mi wszystkie chwile, które spędziliśmy razem, a także ta w której się poznaliśmy.
   Nie wiedziałam co teraz zrobić ze swoim życiem. Wyrzuciłam go i chciałam zacząć na nowo. Już od teraz. Nie chciałam cierpieć, dlatego powiedziałam sobie, że jestem silna i szybko ruszyłam w stronę mojego domu, włączając radio.
   W pewnym sensie byłam zadowolona. Sama planowałam z nim zerwać, ale nigdy nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. W tamtym momencie nie rozmyślałam nad tym jak powinno być, a jak nie. Zadowolona i szczęśliwa, zaczęłam śpiewać piosenkę lecącą w radiu. Od tamtej chwili jestem wolna!



***

Johann



- Co ty tutaj robisz? - Nie kryłem zdziwienia.
- Co ja robię? Co TY robisz? Jestem tutaj żebyś wreszcie się obudził! Co ty wyprawiasz ze swoim życiem? - Daniel jak zwykle chciał mnie czegoś uczyć, co bardzo mnie irytowało.
   Daniel, ten lepszy, mądrzejszy, ulubieniec rodziców. Tak, to mój brat z którym nigdy mi się nie układało. Mam nad nim tylko jedną przewagę. On skończył karierę skoczka, wmawiając ludziom brak motywacji, a tak naprawdę nic mu nie wychodziło! Chociaż w skokach byłem od niego lepszy co  bardzo mnie zadowalało i w przeszłości nie obeszło się bez głupich żartów z mojej strony wobec niego.
   Cztery lata temu wyjechał i oczywiście ucieszyło mnie, że nie muszę na niego dłużej  patrzeć. Jest o wiele starszy ode mnie. Kiedyś to było dla mnie obojętne, ale teraz, po czterech latach wygląda jeszcze bardziej doroślej, poważniej.
   Co najgorsze, wrócił teraz, gdy moje życie zaczęło się sypać. A kiedy wyjechał, moje życie też się sypało. I oczywiście nie kto inny jak ONA też miała w tym swój udział.
   Postanowiłem, że skorzystam z okazji i pokażę mu, że nie tylko w skokach jestem lepszy! Niech zaczyna się bać, bo to co szykuję, nie będzie dla niego ani trochę przyjemne.
- Jak tu wszedłeś, po co wróciłeś i czego ode mnie chcesz?! - Niech widzi, że jestem zły.
- Johann, odpuść sobie te humorki i rozmawiaj ze mną jak dorosły z dorosłym. Nie będę tracił czasu na głupoty, - Takiej powagi to ja u niego nigdy nie widziałem.
- No to możesz już wyjść, bo nie mam ochoty z nikim teraz rozmawiać. - Powiedziałem dość obojętnie, otwierając okno, gdyż zrobiło się duszno.
- To w kuchni zamknij, bo różni ludzie się tu kręcą.
   Nie wiedziałem o co mu chodzi, ale zaraz pokazał na okno. Skąd on wie? Chodził mi po domu!? Pewnie zaglądał w każdy kat, bo zawsze był ciekawski.
- Tak, wszedłem przez okno. Niby jak miałem się tu dostać? - Uśmiechnął się, a ja poczułem się tak jak dawniej. Gdy miałem osiem lat uśmiechał się w ten sposób, pełen miłości i dobroci.
  Ale teraz nie mam ośmiu lat, a on nie jest taki dobry i grzeczny na jakiego wygląda.
- Od czego zaczynamy? Cztery lata się nie kontaktowaliśmy. - On naprawdę był w dobrym humorze. Miałem go dość.
- To może od momentu, w którym wsiadałeś do samochodu i ostatni raz się widzieliśmy? - Zaproponowałem, również się uśmiechając.
- Chcesz się pożegnać?
- Nie, chcę ci przywalić tak mocno, żebyś pamiętał to do końca życia!
   Rzuciłem się na niego bijąc go wszędzie tam gdzie sięgały moje ręce. Nie bronił się tylko odepchnął mnie mocno i się śmiał. Z jego nosa leciała krew.
- Johann co ty zmieniasz skoki na boks, że tak wszystkich ostatnio bijesz? - On się śmiał. Po tym wszystkim co mi zrobił. Po tym jak zrobił to JEJ i uciekł.
- Należało ci się za te wszystkie okropieństwa. - Nie jestem w stanie opisać moich uczyć. Z jednej strony nie chcę go znać, ale z drugiej strony to mój brat i przyjazdem tutaj z innego kraju pokazał, że mimo wszystko kocha mnie jak brat brata i chce mi pomóc.
   Postanowiłem dać mu szansę, bo wiedziałem, że nasze kłótnie nic nie zmienią, a to wydarzenie sprzed czterech lat już nie jest takie bolesne jak wcześniej.
   Teraz nie interesuje mnie, czy zgwałcił Celinę, czy nie. Dam mu szansę, bo z nią i tak wszystko skończone.







 Jest już drugi rozdział. Długo zastanawiałam się jak zacząć, miałam kilka wersji, ale ostatecznie zdecydowałam, że należy się kilka wyjaśnień, a najlepiej ze strony Celiny. Miałam też kilka wersji co do przyczyny ich zerwania. Uważam, że najlepszą z nich jest zmiana Johanna w kogoś zupełnie innego. Chcę, żebyście wiedzieli, że on już w trakcie bycia z Celiną stał się "inny". A dlaczego? Do tego jeszcze trochę daleko, ale wierzę, że będziecie ze mną dalej i sami się przekonacie :) Zastanawiam się czy nie przesadziłam z tym gwałtem, ale chciałam też trochę pokomplikować relację braci Forfangów :D 
 Przepraszam za błędy jeżeli wystąpiły i zachęcam do komentowania, bo to o wiele pomaga w pisania dalszych rozdziałów. 
 Dziękuję wszystkim Czytelnikom i pozdrawiam! :) 


niedziela, 3 stycznia 2016

Rozdział pierwszy

- Uważaj trochę! - zdenerwowany ostrzegłem Toma, który walnął mnie piłką. Nie mogłem się doczekać, aż skończymy ten "super wyczerpujący" dla mnie trening.
- To jest gra! Weź się trochę rozluźnij - powiedział po czym wrócił do gry.
   Nie chciałem z nimi grać, nie chciałem tam przebywać. Chciałem spokoju. Chciałem zapomnieć o tym wszystkim. O Celinie... "zaraz o kim? Kto to jest Celina?" Wmawiałem sobie, że ona  nie istnieje, że nigdy nie widziałem tych ślicznych oczu, które zawsze były wesołe, tych włosów opadających na jej plecy, które tak bardzo kochałem dotykać. Jej uśmiech, jej charakter, ona cała była idealna. Nadal taka jest, ale niestety już nie dla mnie.
    Otwierałem drzwi do szatni, by się przebrać i zwyczajnie pojechać do domu, ale ktoś chwycił mnie za ramię i pociągnął do tyłu.
- Dokąd się wybierasz? - spodziewałem się wszystkiego tylko nie jego. Odwróciłem się i ujrzałem trenera złowrogo patrzącego na mnie. Nie dziwiłem mu się. Też byłbym zły, gdyby jeden z moich najlepszych podopiecznych nagle stał się najgorszy. Tak po prostu. Z dnia na dzień.
- Nie widzę sensu przebywania tutaj. Nudzi mnie to. - odpowiedziałem mu obojętnie, wchodząc do środka. Nie interesowało mnie czy wyrzuci mnie do kadry B czy do jeszcze innej. Nic ani nikt nie ranił mnie tak jak ona..
- Johann, nie mam pojęcia co się z Tobą dzieje, ale uważam, że MUSISZ porozmawiać z naszym psychologiem. Bardzo tego nie chcę, ale jeżeli dalej będziesz się tak zachowywał to wylecisz z kadry. Rozumiesz? Sytuacja jest poważna. Zaraz zacznie się sezon i dobrze wiesz, że chcemy..
- Nie interesuje mnie to!- przerwałem mu rozzłoszczony -  Chcesz mnie wyrzucić? Dobrze, zrób to! Już mi na tym nie zależy i daj mi spokój! - wykrzyknąłem mu to i wbiegłem do szatni, zamykając, a raczej zatrzaskując za sobą drzwi.
    Myślałem, że w spokoju się przebiorę i opuszczę miejsce, które jest...było dla mnie najważniejsze. Niestety, nasz kochany trener nie dał mi spokoju, Wszedł za mną do szatni i usiadł obok mnie, patrząc jak zdejmuję buty. Chwilę milczał, a potem odezwał się tym swoim miłym, ojcowskim głosem.
- Posłuchaj mnie uważnie. Kocham was wszystkich jak swoje dzieci i chcę dla was jak najlepiej. Nie ukrywam, że wasze dobre wyniki wpływają na moją reputację, ale nie tylko o to mi chodzi. Kompletnie cię nie rozumiem. Tak nagle stałeś się... inny. Rozmawiałem z chłopakami i powiedzieli mi, że Celina z Tobą zerwała. - nie mogłem uwierzyć, że wypowiedział to imię! Ja się staram o niej zapomnieć, ale oczywiście nikt nie jest w stanie mi w tym pomóc! Wszyscy pogarszają sytuację i myślą, że jest ok. - Johann - kontynuował - Proszę cię, powiedz, że chcesz pomocy. Zrobię wszystko, byś był taki jak kiedyś. Tylko powiedz to, nie będę cię do niczego zmuszał, a wiesz przecież...
- Nie! - wykrzyknąłem, już drugi raz mu przerywając. - Nie chcę żadnej głupiej pomocy, odwal się! - nie panowałem nad emocjami. Wziąłem torbę i wybiegłem z szatni znowu trzaskając drzwiami. Zostawiłem go tam osłupiałego i na pewno złego. Szybko opuściłem teren skoczni. Ruszyłem w stronę parkingu, by zapakować się w swój samochód i opuścić to miejsce. Niedbale wrzuciłem torbę na siedzenie pasażera, a sam siadłem za kierownicą. Odjechałem z piskiem opon, wkurzony na cały świat, który był przecież niczemu winny.



                                                                             ***

    Wchodząc do domu poczułem, że coś jest nie tak. Miałem wrażenie, że nie jestem sam. Szybko przestałem o tym myśleć, bo to niemożliwe, żeby ktokolwiek siedział sobie u mnie w domu. Zresztą drzwi były zamknięte na klucz, Zrzuciłem torbę na podłogę i udałem się do łazienki. 
    Spływająca po moim ciele woda była gorąca. Chciałem się rozluźnić, zapomnieć o dzisiejszym dniu. Jednak nie mogłem przestać myśleć o słowach trenera. Wiedziałem, że zależało (i nadal zależy) mu na mnie i moich osiągnięciach. Jeszcze kilka dni wcześniej zrobiłbym wszystko by był ze mnie dumny i kazał brać przykład ze mnie innym skoczkom. Przez chwilę myślałem o podjęciu pracy z psychologiem i "wróceniem" do dawnego siebie, ale również ta myśl szybko opuściła moją głowę. Ubrałem i ruszyłem do pokoju głównego. Usiadłem wygodnie w fotelu i włączyłem telewizję. 
    Tak jak się spodziewałem nie było w niej niczego ciekawego. Same bezsensowne filmy lub teleturnieje. Miałem ochotę obejrzeć coś z super akcją, samochody wyścigi itd. Wstałem i ruszyłem na górę do swojej sypialni, by w pełnym relaksie, leżąc na moim łóżku, poszukać w internecie odpowiedniego filmu. 
    Będąc za drzwiami pokoju moja intuicja mówiła mi, że miałem rację, iż nie nie jestem sam. Otworzyłem drzwi i nie mogłem uwierzyć. Przez chwilę myślałem, że to tylko sen, złudzenie czy cokolwiek. Jednak już po odezwaniu się mojego "gościa" przekonałem się, że nie byłem sam. 
    - Długo kazałeś na siebie czekać, Johannie. Oj, żebyś tylko widział jaką zdziwioną masz teraz minę! - Usłyszałem roześmiany głos. Nadal nie mogłem uwierzyć kto raczył mnie odwiedzić. 






   Witam. No i mamy pierwszy rozdział. Miał być trochę dłuższy, ale zrezygnowałam z kilku wątków, by nie przynudzać. Jeżeli ktoś to czyta, to bardzo proszę o jakiś znak, komentarz. To bardzo ważne, bo piszę to dla Was, nie dla siebie. Jeżeli coś Wam nie pasuje, uważacie, że nie potrafię pisać czy macie inne wątpliwości to śmiało mi to napiszcie, a postaram się to zmienić. Ciągle pracuję nad tłem, dlatego na razie musicie zadowolić się tym, które jest. Co do rozdziału to nie jestem w pełni zadowolona. Czegoś mi tu brakuje, ale nie mam pojęcia czego. Nie wiem kiedy pojawi się następny, ale już Was zapraszam. Dziękuję tym co czytają i naprawdę, bardzo proszę o szczere komentarze! Pozdrawiam 

sobota, 2 stycznia 2016

Prolog

Moje życie straciło sens. Nie nadaję się już do niczego. W konkursach sobie nie radziłem, Celina ze mną zerwała. Koledzy z kadry próbowali mnie pocieszyć, ale to nic nie dawało. Z momentem odejścia Celiny straciłem sens życia. Nawet skoki, moja wielka pasja, szczęście nie zadawalały mnie już tak samo. Były mi obojętne. Nie starałem się, na treningi przychodziłem gdy mi się chciało. Trener się oburzył, był bardzo wkurzony na mnie, ale mnie to nie interesowało. Miałem serdecznie dość jego, kumpli, rodziny, skoków a w szczególności życia. Pogodziłem się z tym, że będzie tak do końca mojego nędznego życia. Wszystko się zmieniło, gdy ją poznałem.



Taki króciutki prolog. Jest to mój pierwszy blog i mam nadzieję, że chociaż jedna osoba zwróci na niego uwagę. Głównym bohaterem będzie Johann Andre Forfang. Nie wiem dlaczego, tak po prostu pierwszy przyszedł mi na myśl. Mam już kilka pomysłów co do dalszej akcji i myślę, że kogoś to zaciekawi. Nie ukrywam, że się boję. Nie tylko tego czy będę miała czytelników czy nie, ale też tego, że nie zaciekawi Was mój styl pisania oraz przebieg akcji - ogólnie całe opowiadanie. 
Jeżeli ktoś to przeczyta to proszę o cierpliwość i zrozumienie. W krótkim czasie postaram się napisac pierwszy rozdział. Proszę o komentowanie - szczere - chcę wiedzieć co poprawić. :) Pozdrawiam